PAP: Do Sejmu wpłynie we wtorek obywatelski projekt, który zakazuje trzymania psów na łańcuchach. Czy wiemy, ile jest takich zwierząt?
Ewa Gebert, prezes OTOZ Animals: Nie ma takich danych. Wystarczy jednak przejechać się samochodem przez polską wieś, żeby przekonać się o skali. Znacząca część interwencji dotyczących niehumanitarnego traktowania zwierząt, znęcania się nad zwierzętami, a rocznie przeprowadzamy ich ponad 6 tys., dotyczy psów na bardzo krótkich sznurkach albo łańcuchach. Czasami łańcuch lub kolczatka owinięte są wokół szyi zwierzęcia.
W zeszłym roku inspektorzy z Bydgoszczy podczas interwencji w sprawie zwierząt gospodarskich usłyszeli piszczenie szczeniaka, który był uwiązany na sznurze. Było wtedy naprawdę zimno. Wątpię, czy szczenię przetrwałoby noc, gdyby nie zostało stamtąd interwencyjnie zabrane. Psy, w tym szczeniaki, przywiązywane są do rozpadających się bud. To zwierzęta, które nigdy nie wychodziły na spacer, nie widziały weterynarza, nie były szczepione, które jedzą resztki chleba, a do picia mają resztki zielonej wody w miskach.
PAP: Projekt trafia do Sejmu, gdy wiemy o psach na łańcuchach i innych zwierzętach, których ich „opiekunowie” nie uwolnili lub nie zabrali ze sobą podczas powodzi. Skazali je na tragiczną śmierć.
E.G.: Organizujemy transporty na terenach objętych powodzią i wielu ludzi dba o zwierzęta, zabierało je i umieszczało w bezpiecznych miejscach, wynosiło na wyższe kondygnacje domów. Część zwierząt jednak zginęła. Członkowie naszej ekipy ratunkowej mówią o workach z martwymi psami, które utonęły na łańcuchach. Zginęły oczywiście także zwierzęta gospodarskie i leśne. Jednak te, które były przywiązane, nie miały żadnej szansy ratunku.
PAP: Obecnie prawo mówi, że pies może przebywać na uwięzi do 12 godzin na dobę. Przy jego wprowadzaniu kilkanaście lat temu były głosy, że będzie to martwe prawo. Wydaje się, że osoby, które to mówiły, miały rację.
E.G.: Mieliśmy świadomość tego, że ten przepis ma funkcję edukacyjną. Od lat przekonujemy parlamentarzystów, by skończyć z trzymaniem psów na uwięzi. Wtedy udało nam się osiągnąć choć tyle, by pies był spuszczany z łańcucha raz na 12 godzin, jeśli teren, na którym przebywa, jest ogrodzony, a w innym wypadku, aby był zabierany na spacer. Dostaliśmy podstawę, by rozmawiać z gospodarzami o tym, że psa trzeba spuszczać z łańcucha. To, że ktoś mimo słownych deklaracji tego nie robił, widać było tylko zimą, gdy poza powierzchnią wyznaczoną przez długość łańcucha na śniegu nie było śladów psich łap.
PAP: Jest realna szansa, by teraz Sejm uchwalił zakaz trzymania psów na łańcuchach? Co wówczas stanęło na przeszkodzie?
E.G.: Posłowie PSL. Usłyszeliśmy na posiedzeniu sejmowej komisji, że pies na łańcuchu to polska tradycja. Nigdy tego nie zapomnę. Nawet Węgry zakazały trzymania psiaków na stałej uwięzi, a w Polsce jest to wciąż zgodne z prawem. Nie wyobrażam sobie, żeby koalicja 15 października nie przegłosowała obywatelskiego projektu nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt. Przygotowały go OTOZ Animals, Viva!, Mondo Cane i Akcja Demokracja. Mamy duże poparcie społeczne. Przez ostatnie dwa tygodnie w ośrodkach, gdzie zbieraliśmy podpisy, ustawiały się kolejki. Jestem tym wzruszona. Mamy dużo ponad 100 tys. podpisów, a więc silny mandat obywatelski, by projekt nowelizacji forsować w parlamencie. Musimy skończyć z trzymaniem psów na łańcuchach.
PAP: Projekt dotyczy nie tylko zwierząt na wsiach. Proponujecie obowiązkową sterylizację, chipowanie zwierząt domowych, zakaz pseudohodowli.
E.G.: Schroniska są przepełnione bezdomnymi zwierzętami. Nie wszystkie znajdują domy. Tylko przez rejestrację, identyfikację i sterylizację można to zmienić. Przychodzi wiosna i ludzie przyprowadzają do nas szczeniaki, którym nie znaleźli domów. Inni szczeniaki i kocięta porzucają.
PAP: Obowiązkowa sterylizacja miałaby dotyczyć wszystkich zwierząt domowych?
E.G.: Dotyczyłaby wszystkich zwierząt oprócz tych z zarejestrowanych hodowli. Zwierzę byłoby sterylizowane po zbadaniu przez lekarza weterynarii, bo np. zwierzę chorujące na serce może mieć przeciwskazania. Co ważne, sterylizacja jest kluczowa w rozwiązaniu problemu bezdomności zwierząt. Samo chipowanie niczego nie zmieni. Musi być połączone ze sterylizacją, kastracją i dbaniem o dobrostan zwierząt w schroniskach.
PAP: Wejście proponowanych przepisów w życie będzie oznaczać koniec pseudohodowli, czyli biznesów stanowiących duże źródła dochodów, które polegają na eksploatacji suczek i kotek rodzących miot za miotem.
E.G.: Schroniska dla bezdomnych zwierząt są kontrolowane przez państwową inspekcję weterynaryjną, a hodowle psów rasowych nie są przez nikogo sprawdzane. Każdy robi to, co chce.
PAP: Związki kynologiczne tego nie robią?
E.G.: Obecnie każdy może założyć związek kynologiczny, fundację i rozmnażać zwierzęta. Ta działalność nie jest w ogóle rejestrowana. Dlatego chcemy, by powstał rejestr hodowli, aby taka działalność obowiązkowo była rejestrowana w KRS.
PAP: Jeśli ktoś chce mieć w domu rasowego psa czy kota, bo wyklucza wzięcie zwierzęcia ze schroniska, będzie miał pewność, że pochodzi ono z hodowli, która o zwierzęta dba? Teraz ludzie się nad tym nie zastanawiają?
E.G.: Czasem osoby, które kupiły zwierzę z pseudohodowli, a transakcja i przekazanie zwierzęcia odbywa się na przypadkowej stacji benzynowej albo na parkingu, same się do nas zgłaszają. Dzieje się to najczęściej wtedy, gdy szczeniak okazuje się chory, bo nie został zaszczepiony na choroby zakaźne. Przyjeżdżaliśmy z inspekcją weterynaryjną do pseudohodowli i razem z policją zabieraliśmy zwierzęta trzymane w małych klatkach, w piwnicach, ciemnych pomieszczeniach, czasem na łańcuchach. W Starej Hucie, w województwie pomorskim przy kojcach z żywymi zwierzętami były doły z martwymi zwierzętami, które nie były nawet zakopane.
Rejestrowana hodowla będzie musiała spełniać standardy. W rejestrowanej hodowli musi być między innymi izolatka, pomieszczenia dla chorych zwierząt, ogrzewane, oddzielne pomieszczenie dla szczeniąt.
PAP: Co miałoby się zmienić w zasadach prowadzenia schronisk?
E.G.: Projekt zakłada powstanie państwowego systemu dotyczącego schronisk i zmianę sposobu ich finansowania. Obecnie schroniska mogą być prowadzone przez samorządy, przez organizacje ochrony zwierząt współpracujące z samorządami, ale także przez prywatne firmy nastawione na zysk. Chcemy, aby wszystkie pieniądze z samorządu musiały być przeznaczone na opiekę nad zwierzętami, czyli nie mogłyby stanowić zysku.
PAP: Schronisko jako biznes – tak powstają tzw. mordownie zwierząt.
E.G.: Takie jak schronisko w Radysach i schronisko Bystry.
PAP: Wojtyszki…
E.G.: Sprawy tych miejsc trafiły do prokuratury, toczą się w sądach. Nie będzie schronisk-mordowni, jeśli wszystkie środki finansowe pochodzące z gmin będą musiały zostać przeznaczone na utrzymanie schroniska. Oprócz tego konieczne jest wprowadzenie obowiązku sprawozdawczości dla schronisk, zatrudniania odpowiedniej liczby osób w stosunku do przebywających w schroniskach zwierząt. To ważne, aby w schroniskach działał wolontariat, aby wolontariusze i pracownicy wychodzili z psami na spacery, aby zwierzęta miały odpowiedniej wielkości kojce i zapewnioną opiekę lekarsko-weterynaryjną.
PAP: Chcecie zakazać używania fajerwerków hukowych.
E.G. Tylko tych najgłośniejszych, określanych jako klasa F2 i F3. To, co dzieje się w sylwestra, to horror dla zwierząt domowych i leśnych. My się bawimy, a zwierzęta cierpią. Wiele z nich wtedy ginie.
PAP: Te wszystkie rozwiązania są do przyjęcia tylko w pakiecie? Czy dopuszcza pani ustępstwa?
E.G.: Nad projektem będzie pracowała komisja sejmowa. Na pewno każdy punkt projektu będzie analizowany. Będziemy rozmawiać z parlamentarzystami. Już teraz współpracujemy z parlamentarnym zespołem przyjaciół zwierząt. Na pewno wiele może się jeszcze wydarzyć, ale mamy nadzieję, że te podstawowe rzeczy, o które walczymy od kilkunastu lat, uda się uchwalić. To są naprawdę podstawowe rozwiązania.
Rozmawiała Katarzyna Nocuń (PAP)