PAP: Bardzo dużo mówi się dziś o hejcie. Co on naprawdę robi z człowiekiem?
Przemysław Staroń: Zacznę od tego, czym jest hejt. To nie tylko to, co kojarzymy z komunikacyjnym rynsztokiem. To każda forma nieuzasadnionej, niekonstruktywnej krytyki, zwłaszcza gdy odbywa się publicznie i generuje poczucie wstydu. W internecie dzieje się to na masową skalę.
Ktoś kogoś w swoim przekonaniu konstruktywnie skrytykuje i oznaczy w poście, a wtedy inne osoby się oburzają i zaczyna się coś, co de facto jest linczem. To doświadczenie traumogenne. Podkreślam: traumogenne, nie traumatyczne, bo nie zawsze kończy się traumą kliniczną, ale ma potencjał, aby ją wywołać. Dla wielu osób to coś realnie emocjonalnie dewastującego.
PAP: A jednak takie lincze w białych rękawiczkach wciąż są przez wielu dorosłych akceptowane.
P.S.: I tu właśnie tkwi sedno. Mechanizmy uczenia się nie pozostawiają wątpliwości: dzieci de facto nie uczą się wedle tego, co dorośli im mówią. Uczą się wedle tego, co dorośli robią. Kopiują zachowania dorosłych. Jeśli zatem autorytety publicznie, łącznie z tymi, którzy na ustach mają walkę z hejtem, hejtują innych, młodzi odbierają to jako przyzwolenie i powielają.
PAP: To bolesne, gdy dotyka nastolatków. Chociażby dziewczyny, które koledzy w sieci publicznie nazwali szonami.
P.S.: Moda na szon patrol na TikToku jest niczym innym, jak publicznym zawstydzaniem i piętnowaniem młodych dziewczyn. Grupy nastolatków nagrywają rówieśniczki, oceniają ich wygląd czy sposób bycia, a potem wystawiają je na osąd i kpinę w sieci.
Szczególnie bolesne jest to wtedy, gdy dotyka osób nastoletnich, które dopiero szukają swojej tożsamości. Wystarczy jedno nagranie, by uruchomić lawinę zawstydzenia i hejtu. Mechanizmy stojące za tym zjawiskiem są dobrze znane psychologii: potrzeba akceptacji, lęk przed odrzuceniem, presja grupy. W efekcie to, co wydaje się żartem, staje się doświadczeniem przemocy rówieśniczej.
A konsekwencje? Głębokie poczucie wstydu, które uderza w samo jądro tożsamości. Warto pamiętać, że poczucie winy mówi: „zrobiłam coś złego” i może prowadzić do zmiany. Ale wstyd mówi: „jestem zła, jestem beznadziejna”. Hejt wyzwala właśnie ten wstyd i poczucie upokorzenia, wykluczenia, chęć schowania się i zniknięcia. To rani całego człowieka, a u młodych, których psychika dopiero się kształtuje, może zostawić szczególnie głębokie blizny.
PAP: Dlaczego młodzi ludzie łatwo wchodzą w rolę prześladowców?
P.S.: Jest kilka powodów naraz. Oprócz wymienionych chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze psychologia podkreśla, że agresja jest pokłosiem frustracji. Przytoczę bardzo często cytowane przeze mnie słowa Jerzego Pilcha: „Ranią – poranieni. Upokarzają – upokorzeni. Zdradzają – zdradzeni”.
Po drugie: akcja z szonami jest formą polowania. A wiemy zapewne, jak działa naganka na polowaniu. Wystarczy hasło: „Jedziemy z nią/nim!”.
U ludzi dorosłych trudno wtedy o refleksję, a co dopiero u dzieci w wieku rozwojowym, w którym, zwłaszcza w okresie adolescencji, grupa jest bardzo ważnym źródłem konstruowania własnej tożsamości. Młody człowiek przegląda się w grupie rówieśniczej jak w lustrze. Postawienie granic jest bardzo trudne, zwłaszcza że nie ma systemowej psychoedukacji.
PAP: W tym hejcie widać różnicę między dziewczynkami a chłopcami?
P.S.: Generalnie psychologia rozwoju zauważa, że chłopcy częściej sięgają po przemoc fizyczną, dziewczyny zaś po przemoc psychiczną, w której szczególną rolę odgrywa agresja przekierowana, na przykład tzw. gadanie za plecami czy wykluczanie.
Nadzieją jest świadomość. Dlatego od lat powtarzam: mówmy o hejcie, o tym, czym on jest i skąd się bierze, pokazujmy, jak działa, uświadamiajmy skutki. Hejt to przemoc, a nie wyrażanie opinii.
Nie zmienia to faktu, że każda kampania społeczna, każda rozmowa, każda książka, każdy tekst, każde warsztaty, które to podkreślają, zmieniają coś w naszej kulturze, w dyskursie, a przede wszystkim w świadomości jednostki. Posuwają świat o milimetry do przodu. A nawet więcej niż milimetry. Sam robię to nieustannie, z wielu powodów i gdzie się da. To bardzo ważny aspekt całej mojej życiowej misji.
PAP: Zawsze mówi pan, że hejtu nie należy się bać, tylko nazywać i rozbrajać.
P.S.: Tak. Bo tylko wtedy ludzie, nie tylko młodzi, zobaczą, że istnieje inna droga niż niekonstruktywnie wyrażane agresja czy przemoc. Co ciekawe, agresja i przemoc nie są tym samym. Świadomość znaczenia pojęć i ich rozumienia jest również bardzo ważną częścią procesu uczenia się zapobiegania złu. Jednakże serio, wszystko zaczyna się od nas, dorosłych.
Jeśli młode osoby mają – przede wszystkim w domu, a także w przestrzeni publicznej – model autentycznego wzajemnego szacunku, jest wielka szansa, że nie będą stosować zachowań przemocowych. Bo nie będą miały źródła, z którego w wyniku nieświadomego naśladowania autorytetu miałyby czerpać wzorce przemocy.
Chciałbym, by jak najwięcej osób to zrozumiało i tym żyło, również dlatego, że poza naukami społecznymi także historia uczy, co się dzieje, gdy dochodzi do zobojętnienia na nienawiść zarówno w jednostce, jak i w całym społeczeństwie.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
Nie ma jednego wzorca stroju ludowego na Górnym Śląsku
